Biografia takiego człowieka to musi być praca ciężka, dokładna, praca zaangażowana. Co ciekawe – w tej biografii czytamy wnikliwą analizę sytuacji wojennej – mamy dostęp pierwszy raz do niepublikowanych wcześniej materiałów z podziemia.
Od listopada 1939 roku na woskowych matrycach Edelman z innymi zaczęli wydawać podziemną gazetkę Za Naszą i Waszą Wolność. Co ciekawe te pisemka ocalały, choć wydawane były po polsku w getcie warszawskim tylko w 500 egzemplarzach. Zakopane przed likwidacją getta metalowe pojemniki nie zostały przez wojnę zniszczone i już 18 września 1946 roku je odkopane. „Ta precyzyjna kronika wydarzeń, uzupełniona reporterskimi niemal opisami ówczesnej rzeczywistości” [s.52].
Przywoływana w książce polska prasa podziemna, lewicowa i demokratyczna, daje kolejny ogląd sytuacji wojennej, w tym sytuacji Żydów polskich. Choćby wskazuje, że „profilaktyka antysemicka, zwalczanie żydożerczej propagandy hitlerowskiej powinno być ważnym orężem walki z najeźdźcą, gdyż uodpornia każdego Polaka przeciwko hitleryzmowi niosącemu na swych sztandarach śmierć i zagładę wszystkim innym narodom” [s. 77].
Ta opowieść o człowieku jest bardziej opowieścią o wielu ludziach i nie skupia się na jednostce. Padają w niej choćby takie słowa: „Z człowiekiem jest tak jak z lwami w stadzie, kiedy one na zewnątrz wyrzucają te słabsze. Żeby szakale, które podejdą, zżarły te słabe sztuki. Tak samo jest u ludzi. Nie ma różnicy. To jest filogenetyczne” [s. 152].
Jeśli Edelman, to nie może zabraknąć kwestii narodu polskiego i jego stosunku wobec Polaków pochodzenia żydowskiego. Sarkastycznie mówił: „Nie słuchajcie tych obrzydliwości, to się nie nadaje do druku. Bo naród polski, jak wiadomo, jest tolerancyjny. Nigdy tu nie było niczego złego przeciw mniejszościom narodowym czy innym religijnym. To jest nadzwyczajny naród. Kazimierz Wielki przyjął Żydów, hołubił ich i naród do dzisiejszego dnia ich kocha. No i koniec. I po co o tym mówić?” [s. 312].
Ale nie sama wojna składa się na życie Marka Edelmana. Wojna się skończyła i jak mówi Edelman wyglądało to tak: „Jak to, co działo się ze mną po wojnie? Miałem dwadzieścia pięć kochanek, co drugi dzień inną, no i co tu będę opowiadał!” [s.388]. Wiele jednak opowiedział, choćby o swoim niespokojnym duchu. Swoje dni urlopu wykorzystywał na wyjazdy w zapalne miejsca świata, by pomagać ludziom. „Leczy w Czadzie. Bierze udział w misji ratowania boat-people, czyli Wietnamczyków uciekających przez morze z rządzonego przez komunistów kraju. Jedzie do Salwadoru. Tam trwa wojna domowa i lekarze docierają do miejsc w górach, gdzie rządzi guerrilla. Ustawiają namiot przy moście i kobiety się do nich schodzą z chorymi dziećmi” [s.501].
Pasjonująca jest ta opowieść, z której wyłania się prawdziwy piękny człowiek. Taki, który choć sugerowano mu w 1968 roku wyjazd za granicę, (z czego skorzystała jego żona z dziećmi) pozostał w Polsce, bo mu się tutaj podobało.