Osobista opowieść o Beskidzie Niskim, o „ruskiej okolicy”, wysiedlonej Łemkowszczyźnie to historia odnalezienia swojego miejsca na ziemi i świadczenia o jego przeszłości.

Autorka o sobie mówi tak: „Dziecko żydowsko-polskie z tak zwanej inteligenckiej rodziny (inteligencja pracująca) mówiono w tamtych dziwnych czasach, dziewczyna z warszawskiego Nowego Światu i okolic, panna do spodu miejska” [s.23], a jednak wyjechała na odludzie i tam zamierza zostać do końca. Ta opowieść jest bardzo liryczna, plastyczna, barwna i dzięki temu urzeka.

Czytelnik zaczyna tęsknić za opisywanymi przestrzeniami, roślinami, zwierzętami, nawet za cichymi acz bardzo srogimi zimami. Wołowiec, Czarne, Olchowiec, te miejscowości zaczynają pod piórem Sznajderman ożywać. To właśnie w Czarnem w chałupie bez prądu i kontaktu ze światem powstało Wydawnictwo Czarne. „To tam przy maszynie do pisania i naftowej lampie zrodził się pomysł i pierwsza książka” [s.15].

To tamtejsze księgi parafialne stały się sporym materiał do „Pustego lasu”. Wiemy z nich, kiedy były epidemie i nagłe zgony, kto z kim się kumał, ile lat średnio żyli wówczas ludzie. Dopiero w latach trzydziestych ubiegłego stulecia w te tereny zaczęli wybierać się turyści, by opisywać w 1935 roku w piśmie „Wierchy”, że jest to kraj bezsprzecznie piękny i urozmaicony. Podobnie jak sama opowieść dotykająca nut wrażliwych, rzewnych, pięknych.

Monika Sznajderman, Pusty las, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2019