To, co jest trudne, nie zawsze musi być nudne. Onomastyka nie cieszy się wielkim uznaniem, a jednak nazewnictwo zwierząt, może być fascynujące, zabawne i wielce wciągające. Wszystko jednak zawsze zależy od autora, którym tym razem jest wybitny językoznawca profesor Jerzy Bralczyk. Marka sama w sobie gwarantuje dzieło ciekawe, a przy tym zabawne. Znamy przecież skłonność Profesora do żartów i jego ogromne poczucie humoru.
„Nasi zoologowie z lubością nadawali zwierzętom nazwy trudne do wymówienia: chrzęstnoszkieletowe szczeżuje i skąposzczety są w naszych podręcznikach na porządku dziennym” [s.29] – pisze autor z przekąsem. A to tym bardziej zachęca by dowiedzieć się skąd czerpaliśmy pierwowzór nazewniczy dla zwierząt. Kto by pomyślał przecież, że „cietrzew” pochodzi od greckiego tetrax i staroindyjskiego tittira. Takie, bowiem odgłosy są dla tego ptaka charakterystyczne. A czapla? Okazuje się, że zawsze była ptakiem w pewnym sensie luksusowym, bo to właśnie jej pióra noszono na czapach. Inna ciekawostka pokazuje, że niektóre nazwy były zapożyczane z polskiego choćby na rzecz języka niemieckiego. Było tak w przypadku „dropia”: „słowiańskość dropia jest powszechnie uznawana – tym razem to Niemcy zapożyczyli od nas słowo i nazwali dropia Trappe, co potem zaczęło się odnosić i do głupca, durnia” [s.47].
W tych ponad stu felietonach o żyjących w Polsce gatunkach na każdym kroku spotykamy się z ciekawostkami, metaforami, cytatami, a nawet przypowieściami. „Mickiewicz, przypominając ludowe przesądy, pisze w ‘Panu Tadeuszu’ o żurawiu, który, stojąc na jednej nodze – by nie zasnąć, kamień w drugiej nodze trzyma” [s.301].
Ta książka poszerza wiedzę nie tylko o nazwach, ale i sposobie wydawania głosu, o zwyczajach czy o symbolice opisywanych zwierząt. Do tego publikację ubierają nader ciekawe rysunki autorstwa Zofii Różyckiej, co sprawia jej czytanie jeszcze przyjemniejszym.
Jerzy Bralczyk, Zwierzyniec, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2019